Zanim, już za chwilę, podzielę się z Wami jesienną listą „rzeczy do zrobienia” muszę najpierw podsumować realizację moich letnich planów i pomysłów. Jeśli jesteście ciekawi, które wakacyjne cele udało mi się wykonać – zapraszam do lektury dalszej części wpisu.

Z punktami dotyczącymi wszelkiego rodzaju wyjazdów, spacerów, wypraw i wycieczek poszło mi naprawdę dobrze. Kilka razy udało nam się odwiedzić Bałtyk i pospacerować brzegiem morza (przywiozłam sobie zresztą wiele skarbów z plaży, które później wykorzystałam do kilku projektów DIY – efekty możecie zobaczyć m.in. tutaj: Co przywiozłam z wakacji i tutaj: Wakacyjne pamiątki vol. 2). Bardzo często wybieraliśmy się też z moim M. na spacery do lasu (z których wracałam czasem z bukietem kwiatów w dłoni), albo na rowerowe wycieczki. Co prawda nie przejechałam jednego dnia 60 kilometrowej trasy, ale za to do pracy pomykałam moim jednośladem przez cały lipiec i sierpień. A i we wrześniu nie odpuszczam – pedałuję dzielnie dalej! 😉 Zorganizowaliśmy też ognisko, i muszę Wam powiedzieć, że moim zdaniem, nic nie smakuje tak, jak pieczone w ognisku ziemniaki! Niebo!
Nie udało mi się natomiast zjeść kolacji na morskiej plaży, zorganizować nocnego maratonu filmowego na świeżym powietrzu i nie dotarliśmy do muzeum. Nie przejmuje się tym jednak za bardzo – te plany przekładam na jesień albo na kolejne lato!
Lato, oprócz przyjemności, w dużej mierze upłynęło mi także na porządkowaniu i odświeżaniu naszego domu. Posprzątaliśmy strych i piwnicę, uporządkowaliśmy wszystkie szafki i szuflady wstydu, a oprócz tego udało nam się też zrobić (nie taki) mały remont. Wykonaliśmy naprawdę bardzo dużo pracy żeby „odgruzować” naszą przestrzeń. Jestem z nas dumna!

Starałam się też znaleźć trochę czasu na rozwój i naukę nowych rzeczy. Przeczytałam sporo książek (bardziej i mniej ambitnych) i na nowo zakochałam się w czytaniu. Starałam się robić więcej zdjęć i pracować nad ich jakością (oczywiście przy wsparciu kursu fotograficznego Magdaleny Mizery). Jesienią dalej chce tą naukę kontynuować. A kulinarnie, po raz pierwszy w życiu, zmierzyłam się z jagodziankami. No cóż… Dało się je zjeść, ale zdecydowanie muszę jeszcze poćwiczyć w kolejnym „jagodowym sezonie”. 😉

To było naprawdę dobre lato. A żeby godnie je pożegnać i przywitać jesień – w niedzielę chcemy zrealizować ostatni punkt z listy i wybieramy się na piknik. Co prawda kiedy piszę te słowa, za oknem leje deszcz, dlatego trzymajcie kciuki, żeby pogoda nam dopisała!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.