Kolejna strona w kalendarzu przeznaczona na notowanie moich ulubieńców powoli się zapełnia. Przyszedł więc czas na publikację nowego posta z cyklu: „Lubię to”!
Logan Wolverine i Wonder Woman
Jeżeli lubicie filmy o superbohaterach to moje pierwsze dwa polecenia raczej okażą się dla Was kompletnie nieprzydatne. Bo obydwie produkcje swoją premierę miały już jakiś czas temu. Ale! Jeśli jeszcze ich nie widzieliście to koniecznie musicie nadrobić zaległości. Jeżeli natomiast do tej pory filmy tego typu raczej nie należały do Waszych ulubionych, albo z góry skreślacie tego typu tytuły bo wydaje się Wam, że nie ma szans, żeby przypadły Wam do gustu, to zachęcam do dania szansy zarówno Loganowi, jak i Wonder Woman. Obydwie historie wymykają się bowiem z dotychczas znanej, przynajmniej mi, konwencji komiksowych ekranizacji.
Logan Wolverine
Posiadający niezwykłe umiejętności X-meni zostają zdziesiątkowani, a garstka tych, którzy przeżyli zostaje zepchnięta na margines społeczeństwa. W tej nowej sytuacji próbuje się odnaleźć Logan. Żeby przetrwać i zapewnić sobie względny spokój postanawia zaszyć się w kryjówce znajdującej się przy granicy z Meksykiem. Jego jedynym łącznikiem ze światem mutantów jest profesor X, którym Wolverine się opiekuje. Sytuacja komplikuje się, gdy na drodze Logana pojawia się dziewczynka – młoda mutantka, której życie jest zagrożone. Charlses Xavier namawia Logana, aby zrobił wszystko, żeby ocalić życie dziewczyny, która jest ostatnią nadzieją dla gatunku mutantów.
W tej odsłonie historii niesamowitych mutantów, poznajemy inne, bardziej ludzkie, oblicze tytułowego Logana.
Wonder Woman
Księżniczka Amazonek – Diana, mimo sprzeciwu ze strony matki, od dziecka chce się szkolić na wojowniczkę. Podświadomie czuje chyba, że to właśnie jest jej przeznaczenie. Znajduje zrozumienie u swojej ciotki, która udziela jej lekcji walki. Pewnego dnia na rajską wyspę zamieszkiwaną przez Dianę dociera amerykański pilot, który opowiada jej o trwającej właśnie w jego świecie I wojnie światowej. Amazonka postanawia wyruszyć w podróż i rozpocząć walkę o pokój u boku śmiertelników…
Czekolada z wiórkami kokosowymi Wawel
Osobiście (niestety!) kocham słodycze. A już w szczególności czekoladę. Prawie każda i w praktycznie każdej postaci. Ale ta, o której muszę dzisiaj wspomnieć jest moją zdecydowaną faworytką! Odkryłam ją przez przypadek na jakiejś promocji w supermarkecie i… przepadłam. (: Dlatego jeśli, tak jak ja, lubicie połączenie kokosa i czekolady – musicie spróbować.
Zbigniew Wodecki, Lubię wracać
Uwielbiam tą piosenkę i, mimo że została wydana już ponad dwadzieścia lat temu, w 1994 roku, ja odkryłam ją stosunkowo niedawno. Oczywiście, gdzieś, kiedyś, już ją słyszałam, ale dopiero kilka miesięcy temu tak się nią zachwyciłam i zachłysnęłam. Teraz słucham jej non stop, po kilka, a nawet kilkanaście razy pod rząd. Koniecznie przesłuchajcie i Wy.
Missha Perfect Cover BB Cream
Tego kosmetyku chciałam wypróbować już od bardzo dawna. W internetach znaleźć można wiele pozytywnych opinii na jego temat/ dzisiaj do tych zadowolonych głosów dołącza i mój. Stosuję krem bez przerwy od około dwóch miesięcy i na razie widzę (prawie) same plusy. Dobrze kryje (a wiecie, że to dla mnie bardzo ważne), jest stosunkowo lekki – nie czuję, że mam go nałożone na twarzy, i daje naturalny efekt. Jak na razie jedyny problem jaki z nim mam to dostępność w sklepach stacjonarnych. U mnie w okolicy nigdzie go nie znalazłam. Oczywiście z dostępnością online nie ma żadnych problemów. W przypadku podkładów cenię sobie jednak możliwość zobaczenia i wypróbowania produktu przed zakupem. W przypadku Misshy pozostaje zakup próbek zanim zdecydujecie się na pełnowymiarowy kosmetyk.
Vianek olej do demakijażu
To pierwszy olejek do demakijażu jaki stosuję, dlatego nie mam porównania z innymi tego typu kosmetykami. Ale muszę Wam powiedzieć, że dodanie tego kroku do mojej wieczornej pielęgnacji to był strzał w dziesiątkę. Makijaż zdecydowanie łatwiej się zmywa, a skóra jest lepiej oczyszczona. Na początku trochę bałam się tej tłustej formuły i tego co zrobi z morą cerą, ale niepotrzebnie. Nie zauważyłam żadnych „skutków ubocznych” jak zapychanie czy przetłuszczanie się skóry.
O’Herbal Szampon do włosów suchych i zniszczonych
Nie wiem czego wymagacie od szamponów, ja raczej niezbyt wiele. Najważniejsze, żeby nie plątał moich włosów i ułatwiał ich rozczesywanie. Super jeśli do tego ładnie pachnie (a zapach utrzymuje się na włosach) , jest wydajny i niedrogi. Wszystkie te punkty spełnia szampon marki O’herbal do włosów suchych i zniszczonych. A do tego podoba mi się jeszcze jego opakowanie! (;
To wszystko na dzisiaj. Tym razem na mojej liście ulubieńców nie ma żadnej książki, bo przygotowuję już pomału dla Was osobny wpis z ciekawymi lekturami, które udało mi się przeczytać jesienią. A Wam co w ostatnim czasie przypadło szczególnie do gustu? Podzielcie się swoimi perełkami w komentarzach.