Nowy Rok przywitaliśmy już kilka dni temu, a na blogu żadnych planów i noworocznych postanowień. No cóż, tak już mam, że, dotychczas nigdy ich nie robiłam – i nie inaczej jest w tym roku. Zamiast tego zapraszam więc na kolejny wpis z kategorii: Lubię to! Grudzień okazał się w tym roku bardzo krótki – i, niestety, nie polecę Wam zbyt wielu rzeczy – na liście ulubieńców znalazły się dziś tylko 4 pozycje. Ale – co zrobić? Taki mamy (przedświąteczny) klimat.(:
Po pierwsze: duże szale, chusty i poncza – to elementy garderoby, które w pięknie mroźne dni tej zimy pozwalają poczuć odrobinę ciepła. Jest naprawdę bardzo zimno, więc wszystko, czym można się dodatkowo opatulić, jest mile widziane. Szale ratowały mnie przed zimnem podczas tegorocznych jarmarków świątecznych, a dzięki klasycznym motywom i stonowanym kolorom – pasują do wszystkiego! Poza tym idealnie sprawdzają się w podróży (zwłaszcza tej 12-godzinnej, do Zakopanego) – w torbie zajmują o wiele mniej miejsca niż koc, a jego rolę spełniają idealnie.
Po drugie: Jenga! W tym roku, jako bardzo grzeczna dziewczynka, dostałam wiele pięknych upominków, za które bardzo dziękuję, ale Jenga to rzecz, o której warto napisać więcej. Dlaczego? Bo gra, która może wydawać się bardzo prosta, wcale taka nie jest. Trzeba się naprawdę namęczyć, żeby zbudować jak najwyższą wieżę tak, by ta nie runęła. Napięcie sięga zenitu, uwaga skupiona do granic możliwości, a dłonie spocone z przejęcia (co wcale nie pomaga, bo klocek może się „wyśliznąć”). Przy każdym kolejnym posunięciu dosłownie bałam się głębiej odetchnąć, bo ruch powietrza, nawet najmniejszy, mógł spowodować załamanie konstrukcji… A serio? Naprawdę polecam grę – i dużym i małym, bo rozwija kreatywność i tzw. motorykę małą, czyli precyzyjne ruchy rąk, a poza tym stanowi świetną rozrywkę – stres i napięcie towarzyszące budowaniu to jedno, ale satysfakcja, że mi się udało, a wieża runęła podczas ruchu rywala – bezcenna! Poza tym, kiedy zwykłe układanie klocków już nam się znudzi, zawsze możemy wymyślić dodatkowe zadania – kary, które wykonywać będą musieli przegrani!
Zapowiedź trzeciego ulubieńca mogliście już zobaczyć na naszym Instagramie. To kolorowanki dla dorosłych. Moja siostra już od lat znajdowała w Internecie różne kolorowanki, drukowała je i kolorowała – zwłaszcza w sytuacjach, w których szczególnie się stresowała. Wtedy nie do końca rozumiałam jej zachwyty nad rozluźniającą mocą kredek i kawałka papieru. Teraz, kiedy sama spróbowałam, rozumiem już doskonale. To naprawdę odpręża! A poza tym rozwija kreatywność. I to szukanie kolejnych odcieni kredek po całym domu! (: Koniecznie musicie spróbować.
Last but not least… „Służące” – przekarmiona świąteczną familijną „ucztą” telewizyjną, trafiłam na perełkę. Film w reżyserii Tate Taylora na podstawie powieści Kathryn Stockett (którą dopisuję do listy: do przeczytania) pokazuje sytuację czarnoskórych służących pracujących u bogatych, białych mieszkańców stanu Missisipi po II wojnie światowej. Temat nielekki, podobnie jak życie tych kobiet, które oddały wiele, opiekując się dziećmi obcych ludzi – a w zamian dostały szykany, oskarżenia, niepewność i całkowity brak nadziei. Ogrom okrucieństwa – nie tylko tego fizycznego, ale przemocy słownej i zupełny brak szacunku dla człowieczeństwa czarnoskórych mnie osobiście poraził. Niestety, zdałam sobie sprawę, że TO dzieje się cały czas – czarnoskóra służąca jest tu symbolem, który dziś przyjmuje inną postać, jednak tolerancja i akceptacja są dla wielu z nas pojęciami totalnie abstrakcyjnymi. Może więc warto zastanowić się przez chwilę nad tą kwestią? Winny, bo inny? Moje stanowcze NIE!
Na dziś to tyle – książki czekają na półce, stosik tych „do przeczytania” po Świętach nieco się powiększył, ale, mam nadzieję, że będzie się systematycznie zmniejszał i być może w następnym poście z tej kategorii będziecie mogli przeczytać moją rekomendację jakiejś powieści! (:
PS. Chciałam zapytać Was o noworoczne postanowienia – robicie? Wierzycie w ich sens? Dajcie znać!:)