Aniu, umyj ząbki i kładziemy się spać! Za pięć minut zaczynam czytać bajkę na dobranoc. – 15 słów…

Kochanie, strasznie źle się czuję. Podałbyś mi coś przeciwbólowego i gorącą herbatę? A ja pójdę się położyć – 17 słów…

Dzień dobry, poproszę trzy bułki z makiem, drożdżówkę dla synka i chleb skrzynkowy – 13 słów…

Co robicie dziś wieczorem? Może wpadniecie do nas na wino i planszówki? Upiekę jakieś ciasto i zrobię pyszną sałatkę – 19 słów…

Zastanawialiście się kiedyś, ile słów dziennie wypowiadacie? Podobno, według ostatnich badań amerykańskich naukowców, liczba ta oscyluje około 16.000 wyrazów (i, wbrew powszechnie obiegowej opinii, płeć nie ma tutaj większego znaczenia). 16 tysięcy – całkiem sporo, prawda? A teraz wyobraź sobie, że wolno Ci powiedzieć sto słów dziennie. Tylko dlatego, że jesteś kobietą…

„Pewnego dnia amerykański rząd wydaje dekret, którym skazuje połowę społeczeństwa na milczenie. Kobietom wolno wypowiedzieć tylko sto słów dziennie. Ale to dopiero początek. Wkrótce wszystkie kobiety tracą prawo do wykonywania zawodu. Ich córki już nie mogą uczyć się czytać i pisać. Rząd zamyka im usta. […] Doktor Jean McClellan większość życia poświęciła badaniom naukowym, a politykę i protesty zostawiła innym. Teraz musi ważyć każde ze stu słów. Coś takiego nie mogło się wydarzyć! Nie w Ameryce! Rządowy dekret jest nie do przyjęcia.”

Taki opis znajdziemy na okładce książki Christiny Dalcher pod tytułem „Vox”. Autorka w swojej powieści wykreowała dystopijną wizję przyszłości, w której wszystkim kobietom i dziewczynkom na nadgarstki założono metalowe bransolety – liczniki słów. Ten zabieg ma zmarginalizować pozycję kobiet, ograniczyć ich rolę do rodzenia dzieci, a później do opieki nad nimi i do zajmowania się domem. Główna bohaterka, Jean McClellan jest, a właściwie była, naukowcem – neurlongwistką. W przeszłości, kiedy była jeszcze całkowicie wolna, zajmowała się badaniami nad wynalezieniem leku dla osób z afazją. W obecnych czasach jest przede wszystkim żoną i matką trójki dzieci – dwóch synów i córeczki, a jej główny obowiązek to dbanie o rodzinę. I mimo faktu, że wszystko w niej buntuje się przeciwko takiej rzeczywistości, kobieta nie może zrobić nic, żeby się wyzwolić. Sytuacja zmienia się jednak w momencie, gdy w wypadku na nartach ranny zostaje brat prezydenta i do Jean zgłasza się amerykański rząd z prośbą o pomoc w jego wyleczeniu…

Powieść jest wciągająca, intrygująca, trzymająca w napięciu i… przerażająca. Bo wizja przedstawiona przez autorkę wydaje się nie być wcale tak odległa, i wcale nie jest surrealistyczna.

Książka, o której wam dzisiaj opowiadam, swoją premierę miała już jakiś czas temu, ale w moje ręce wpadła dopiero teraz. I bardzo się cieszę, że zdążyłam ją przeczytać jeszcze przed kolejnymi wyborami w naszym kraju. Abstrahując od moich preferencji politycznych, ta książka bardzo dobitnie pokazuje, co może się wydarzyć, kiedy stajemy się politycznie bierni, kiedy zamykamy się w wydawałoby się bezpiecznych murach swojego domu, a „wielką politykę” zostawiamy innym, bo myślimy, że ona nas nie dotyczy. Jeśli uważacie, że wasz głos nie ma znaczenia, że w październiku nie warto iść na wybory, albo wam się po prostu nie chce – musicie przeczytać tę książkę, być może wpłynie na was i wasze postrzeganie świata tak samo mocno, jak na mnie!

One thought on “Kilka słów o książce Christiny Dalcher „VOX”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.